Wiele osób z pewnością pamięta niedużego pieska z obciętym ogonkiem i sympatycznym pyszczkiem mieszkającego na ulicach Opoczna od kilku miesięcy. Niektórzy nazywali go Frędzel, inni znali go pod imieniem Sasza. Piesek był wesoły, spokojny i garnął się do ludzi. Uwielbiał zabawy z dziećmi i spacery z zaprzyjaźnionymi osobami. Wielu mieszkańców miasta dokarmiało go, udzielało schronienia - bądź to z litości, bądź z sympatii - i psina przeżyła dzięki nim nawet największe zimowe mrozy. A Frędzel odwdzięczał się jak umiał całym swym psim sercem.
Jakiś czas temu Opoczno miało przyjemność gościć pielgrzymów zmierzających pokłonić się Matce Boskiej w Częstochowie. Do pielgrzymki dołączyła grupa opocznian. A wraz z nimi Frędzel. Poszedł za swoimi "przyjaciółmi" pełen wiary, nadziei i miłości: wiary - że towarzysząc ludziom sprawi im radość, nadziei - że wśród dobrych ludzi nie spotka go nic złego, miłości - bo kocha ludzi. Poszedł i już nie wrócił.
Dowiedzieliśmy się, że pies wytrwał do końca pielgrzymki - dotarł na Jasną Górę wraz z pielgrzymami.
Cieszył się, widząc radość swoich towarzyszy podróży. I nie rozumiał dlaczego nagle wszyscy wsiadają do samochodów, autokarów lub pociągów i odjeżdżają, a jego nikt nie woła. Nie rozumiał dlaczego nagle został sam - opuszczony, niepotrzebny w obcym miejscu. "Dobrzy ludzie", "przyjaciele", "towarzysze podróży" pozostawili psa w Częstochowie zdanego na łaskę losu.
Nie wiemy co teraz dzieje się Frędzlem. Nie wiemy czy sobie poradzi w dużym i zupełnie nieznanym mieście. Mamy nadzieję, że uda mu się przeżyć. Mamy nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto przygarnie porzuconego pielgrzyma. Mamy nadzieję, że pies nie straci zaufania do ludzi. Mamy tylko nadzieję...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz