Dzisiaj zadzwoniła do nas Pani z okolic z Opoczna z zapytaniem o jednego psa z naszego schroniska, po namyśle zdecydowała się go adoptować i jeszcze dzisiaj po niego przyjechać (na tygodniu nie ma jak). Pojechaliśmy razem do schroniska, żeby pokazać Pani psa- zdjęcia nie oddaje zupełnie wyglądu. Na wejściu pojawił się problem- my jako osoby, które ogłosiły psa i do których bezpośrednio zwróciła się osoba zainteresowana adopcją nie możemy wejść, ale mniejsza o to- jesteśmy przyzwyczajeni. Ważne, że weszła Pani z rodziną, którzy chcieli adoptować psa. Nie byli do końca pewni czy znaleźli właściwego- na zdjęciu wydawał się mniejszy, ale postanowili go adoptować. Niestety do adopcji nie doszło...Dlaczego?Ponieważ Pracownik nie potrafi złapać psa sam...Rodzinie kazał przyjechać w poniedziałek.
Po pierwsze jakby psy były socjalizowane i wyprowadzane na spacery (jak przekonywał nas wielokrotnie kierownik) to pracownik sam złapałby psa.
Po drugie, jakby nas wpuścił moglibyśmy mu w tym pomóc (na pewno nie martwiłby się, że pies nas pogryzie bo już nie raz sami musieliśmy psa łapać jeśli chcieliśmy go zabrać).
Po trzecie, dużo osób ma wolne dopiero w weekend i tylko wtedy może przyjechać po psa, schronisko powinno być lepiej przygotowane na to, że w te dni może być więcej adopcji- wystarczy trochę wyobraźni.
Rodzina, która dziś przyjechała nie wie czy przyjedzie po psa w poniedziałek, dużo psów biega po ulicy i równie dobrze mogą podarować lepsze życie innemu psu- bez problemów. Co by było jeśli ktoś jechałby specjalnie z Warszawy czy nawet Łodzi po psa z naszego schroniska i znalazłby się w podobnej sytuacji?Kolejny pies straciłby szansę na dom?
Z niecierpliwością czekamy na zmiany w schronisku, które ponoć mają nadejść. Mamy nadzieję, że w końcu coś się zmieni i przestaniemy być "zwalczani" tak jak teraz.
Z ogromnym smutkiem potwierdzam informacje zawarte w poście - stawiłam się po psiaka, który ujął mnie swoim cudnym pyszczkiem już na zdjęciu. Niestety pracownik schroniska w momencie, kiedy zobaczył razem ze mną wolontariuszkę zaczął robić wszystko, co się da, żeby odwieść mnie od adopcji psiaka. Pomijam fakt, że psiak był grzeczny i przyjazny, nie wydaje mi się, żeby nie dał się złapać, jak nam oznajmiono. Psy miały czyste kojce i ogólnie nie miały też ciasno. Zaskoczyło mnie jednak to, że bardzo bały się pracownika schroniska, zaniepokoiło mnie to. Nie jestem w stanie przyjechać do schroniska na tygodniu, jak sobie zażyczył pracownik. Adoptowałam już dwa zwierzaki w schronisku w Piotrkowie Trybunalskim i za każdym razem, byłam tam w niedzielę. Na dodatek obecne tam panie dokładnie orientowały się w sytuacji zwierzaków i były bardzo pomocne. Myślę nad kolejną wizytą w weekend, pytanie tylko, czy znowu odejdę z kwitkiem...
OdpowiedzUsuń